9 września 2015

Rozdział 1. Przebudzenie

- Masz zamiar ją tutaj zostawić? – usłyszałam męski głos.

- A przychodzi ci coś innego do głowy? – odezwał się inny głos, jakby drugiego mężczyzny. – Nie widzę innego wyjścia, przecież nawet nie wiemy kto to jest.

Powoli otworzyłam oczy, obraz na początku był rozmazany i prześwietlony, ale po chwili wszystko się wyrównało. Zobaczyłam sufit, a gdy znów usłyszałam głosy mężczyzn, lekko próbując się podnieść, zerknęłam na nich.

- No tak, ale.. – przerwał jeden z nich. Miał krótkie, brązowe włosy, był dobrze zbudowany, jednak niższy od tego drugiego. Miał na sobie ciemnozieloną kurtkę i jeansy. – Ale to my ją znaleźliśmy, jesteśmy raczej trochę za nią odpowiedzialni, nie uważasz?

Prychnął wyższy mężczyzna.

- A od kiedy ty się taki wrażliwy zrobiłeś? – ten mężczyzna miał dłuższe włosy do połowy szyi, równie brązowe jak u niższego mężczyzny. Miał na sobie granatową koszulę w kratkę z zawiniętymi rękawami do ramion i jeansy.

Niższy mężczyzna złapał się dłońmi za boki i stanął na chwilę bokiem do swojego towarzysza, dokładnie w moją stronę.

- Czasem mi się zdarza – powiedział to jakby żartem. W tym momencie jego wzrok przeniósł się na mnie, jego twarz skamieniała i zamilkł.

Znów powoli położyłam się i spojrzałam na sufit. Dopiero w tym momencie poczułam ból z tyłu głowy i lekko jęknęłam. Usłyszałam kroki obu mężczyzn zbliżające się do mojego łóżka.

- Em.. Cześć – powiedział wyższy, stojący bliżej mnie mężczyzna, nie mogłam odczytać wyrazu jego twarzy.

Niższy mężczyzna za nim walnął go lekko w ramię.

- Tylko na tyle cię stać? – powiedział z pogardą do wyższego kompana. – W końcu się obudziłaś. Jestem Dean, to mój młodszy brat, Sam. – wskazał ruchem głowy na wyższego mężczyznę, ale wciąż patrzył na mnie.

Sam usłyszawszy swoje imię zacisnął usta w niepełnym uśmiechu i lekko machnął do mnie ręką.

- Co się stało? – zapytałam zachrypniętym głosem, odchrząknęłam i wzięłam głęboki wdech. Nie był to dobry pomysł, bo w klatce piersiowej poczułam mocne kłucie.

Dean spojrzał na swojego brata, zmierzyli się wzrokiem i w końcu odezwał się Sam.

- Jechaliśmy do Kansas naszym samochodem i natrafiliśmy na ciebie. Znaczy.. – przerwał, odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Dean patrzył przez chwilę za bratem, w końcu odwrócił się do mnie.

- Szczerze myśleliśmy, że nie żyjesz. Leżałaś oparta o drzewo na zakręcie, cała we krwi. Przestraszyłem się trochę gdy cię zobaczyłem w świetle reflektorów samochodu, myślałem że.. – zamilkł na moment, ale po chwili dalej kontynuował. – Zatrzymaliśmy się i gdy podeszliśmy do ciebie, okazało się, że żyjesz. Od razu zadzwoniliśmy po karetkę i za nią przyjechaliśmy tutaj.

Słuchałam tej całej historii z przerażeniem, aż włos jeżył się na głowie. Pewnie przeżyłam jakiś horror, pomyślałam. Ale zaraz, przecież nawet nie pamiętam, by cokolwiek się stało, dopiero teraz do mnie to dotarło.

- A właśnie, jak masz na imię? – znów się odezwał mężczyzna, nie spuszczając ze mnie wzroku. W tym momencie do pokoju wszedł Sam, a za nim inny mężczyzna, wyglądający na lekarza, który podszedł do mnie z drugiej strony łóżka.

Patrzyłam na nich w milczeniu z przerażeniem, po kolei przeskakiwałam wzrokiem z jednego, na drugiego. Przestałam rozumieć co się dzieje, dlaczego nic nie pamiętam, kim ja jestem.

- Witam cię, jestem doktor James Spencer, cieszymy się, że się ocknęłaś. Jak się miewasz? – mężczyzna spojrzał na sprzęt do którego byłam podłączona i zaczął coś pisać na karcie, którą trzymał w ręku.

- Jak długo byłam nieprzytomna? – powiedziałam przerażona, jednak nie miałam siły się ruszyć.

Lekarz zerknął na mnie i usiadł na krześle stojącym pod moim łóżkiem.

- Dokładnie nie wiemy, bo byłaś już nieprzytomna, kiedy Sam i Dean cię znaleźli. Tutaj w szpitalu leżysz już dwa tygodnie, co pamiętasz? – obawiałam się, że padnie to pytanie, ale co mam powiedzieć? Skłamać czy powiedzieć prawdę? Oni przecież uznają mnie za wariatkę.

Cała trójka oczekiwała na moją odpowiedź, wpatrywali się we mnie. Lekarz i Dean patrzyli na mnie z troską, a w oczach Sama widziałam bardziej ciekawość niż troskę.

- Nie pamiętam nic – powiedziałam znów z lekką chrypą, jednak nie odchrząknęłam. Miałam teraz inny problem, niż gardło. Pamięć. Co się z nią stało?

Lekarz przyjrzał mi się badawczo, po chwili wziął do ręki z kieszeni w fartuchu długopis, którym wcześniej pisał coś w karcie, włączył małą latareczkę z drugiej strony i zaświecił mi w oczy.

- Patrz za światłem – zwrócił się do mnie i zacząć przejeżdżać długopisem mi przed oczami, świecąc raz bardziej po lewej, raz po prawej. Robiłam to, co mi kazał. Chwilę potem wyłączył długopis, lekko odsunął się ode mnie i wciąż mi się przyglądał. Ruchem dłoni pokazał mi, bym się podniosła. Złapał mnie za ręce, wyciągnął mi je w powietrzu tak, że były wyprostowane do przodu. – Zamknij teraz oczy i na przemian prawym i lewym palcem wskazującym dotykaj nosa – wykonałam polecenie, nie miałam z nim wielkich trudności. - Jak masz na imię? Gdzie jesteśmy? Imiona rodziców? Miejsce zamieszkania? Ile masz lat? – zadał tyle pytań na raz, na moment się pogubiłam i musiałam sobie wszystko poukładać. Jedyne pytanie, na które znałam odpowiedź, to było gdzie jestem. Szpital, razem z doktorem Spencerem, Samem i Deanem. Westchnęłam głośno, przynajmniej pamiętałam ich imiona. Nie odpowiedziałam im nic, siedziałam w ciszy.

Lekarz wstał z krzesła, na chwilę jeszcze zatrzymał wzrok na mnie i wyszedł z pokoju.

Dean przeszedł na miejsce, w którym kilka sekund wcześniej był doktor i usiadł na krześle. Sam stał przy końcu łóżka z założonymi rękoma na piersiach i patrzył na brata.

-Może zadzwonię do Bobby’ego? – odezwał się Sam po długiej ciszy, wpatrywałam się w niego, jednak miałam wrażenie, że chciał uniknąć ze mną kontaktu wzrokowego.

Dean spojrzał w końcu na brata i przymarszczył brwi.

- On raczej jest jako gorąca linia w innych sprawach, a nie jako doradca życiowy – przetarł sobie twarz dłońmi i wstał z krzesła. – Sam, mogę cię prosić na słówko?

Obaj razem wyszli za drzwi pokoju, a ja zostałam sama. Ucieszyłam się z chwili prywatności, musiałam sobie wiele poukładać, a przede wszystkim zobaczyć samą siebie. Podniosłam kołdrę i całkowicie skopałam ją do końca łóżka. Powoli podniosłam się na rękach i podsunęłam się wyżej tak, że byłam w pozycji półsiedzącej. Zerknęłam w dół, miałam na sobie piżamę, błękitną, bez żadnych ozdób, spodnie również nie były niczym ozdobione. Na stopach miałam skarpetki stópki. Podniosłam swoje dłonie przed twarz i spojrzałam na nie. Miałam ładne, zgrabne dłonie, zadbane paznokcie i lekki tatuaż w kształcie kolczastej róży na nadgarstku od wewnętrznej strony. Położyłam sobie ręce na głowie i pomacałam włosy. Były delikatne, proste, przejechałam palcami do samych końców, złapałam za klika włosów i przystawiłam je do twarzy. Byłam blondynką. Westchnęłam. Co mnie spotkało, zadałam sobie pytanie w myślach. Rozejrzałam się wokoło, siedziałam na łóżku w pokoju szpitalnym, którego ściany i sufit miały kolor zielony. Mały pokoik oprócz łóżka i kilku komputerów podłączonych do mnie zawierał stolik, trzy krzesła, a nad nim mały telewizor, do którego pilot leżał na stole. Po mojej lewej stronie znajdowały się białe drzwi, na których widniał napis ‘WC’. Obok drzwi było małe okno, które ukazywało ruchliwą ulicę, pewnie byliśmy w Kansas. Wejście do tego małego pokoju znajdowało się naprzeciwko mojego łóżka, drzwiczki były dwuskrzydłowe, szklane z mlecznymi szybami.

Moje zamyślenie przerwał dźwięk otwieranych drzwi od pokoju, do łóżka podszedł doktor Spencer, a za nim przyszła młoda pielęgniarka pchająca przed sobą wózeczek z różnymi przyrządami lekarskimi. Stanęła obok mnie.

- Pobierzemy ci teraz krew, dostarczymy próbkę do policji, poprzez DNA będziemy mogli sprawdzić twoją tożsamość. Chcielibyśmy też wziąć od ciebie odciski palców – pielęgniarka wzięła do ręki strzykawkę z górnej półki wózeczka, popsikała mi na wewnętrznej części łokcia substancją odkażającą i wbiła igłę. Zakręciło mi się trochę w głowie i spojrzałam w odwrotną stronę. Gdy poczułam pieczenie wyciąganej igły, złapałam za opatrunek, który kazała mi przycisnąć mocno do skóry i zgięłam rękę. Lekarz w tym samym czasie wziął moją drugą dłoń, przystawił jakieś dokumenty i plastikowy pojemniczek z czarną, cienką gąbką. Przycisnął każdy palec po kolei do gąbki, a potem odcisnął na dokument, każdy palec do innej rubryki. Gdy oboje skończyli, lekarz podał mi mokrą chusteczkę i wytarłam palce, ale nie cała warstwa farby od razu zeszła. – Chcielibyśmy cię wziąć również na badania, rezonans, tomografia, by sprawdzić co jest przyczyną twojej amnezji. Powiedz mi, boli cię coś? – odezwał się lekarz.

- Tak, - tym razem mówiłam już spokojniej. – Boli mnie trochę głowa, zwłaszcza z tyłu, czasem klatka piersiowa przy głębokich oddechach i jedna noga, dokładnie kostka.

- Jeśli chodzi o klatkę piersiową miałaś dwa żebra złamane i skręconą kostkę, jednak już powinno wracać wszystko do normy. Zaś głowa, właśnie po to zrobimy te badania, aby wszystko sprawdzić. Obawiam się, że uderzyłaś w coś bardzo mocno głową, nastało uszkodzenie pewnych części mózgu, dlatego byłaś długo nieprzytomna, boli cię oraz niczego nie pamiętasz. Będziemy musieli się upewnić, czy to nic poważnego, ale niczego się nie obawiaj – doktor uśmiechnął się do mnie. Odkręcił się na pięcie, otworzył drzwi i pierwszą przepuścił pielęgniarkę, a dopiero potem sam wyszedł z pokoju.

Znów na moment zostałam sama. Uspokoiłam się trochę, jednak czułam się niekomfortowo z całkowitą pustką zamiast pamięci. Nie wiedziałam nawet, ile mam lat, jak mam na imię, nawet nie znałam koloru swoich oczy. Nie pamiętałam żadnych pięknych ani smutnych wspomnień. Czemu ktoś mi zrobił to, co zrobił? Tylko co zrobił? Gubiłam się już we własnych pytaniach, a najgorsze jest to, że nie miałam komu ich zadać, bo nikt nie znał odpowiedzi. Pocieszało mnie to, że nie byłam sama, był Dean i Sam, mimo, że ich nie znałam, oni uratowali mi życie. Teoretycznie. Nie zostawili mnie tu, wciąż są, miło mnie przywitali, troszczyli się, tak mi się bynajmniej zdawało. Znów westchnęłam, nie wiedziałam, co będę miała ze sobą zrobić, załamywała mnie własna przyszłość, a nie znałam przeszłości.

Usłyszałam dźwięk przyciśnięcia klamki od drzwi i automatycznie spojrzałam w ich stronę. Naprzeciwko mnie stał mężczyzna, niższy od Deana i Sama, którzy stali tuż za nim. Miał na sobie Białą koszulę, przekręcony i niechlujnie zawiązany krawat, a na to miał założony płaszcz przeciwdeszczowy w kolorze ciemnego ecru. Patrzył na mnie przez moment, przekręcił lekko głowę w lewo, a po chwili jego mina całkowicie się zmieniła. Ze spokoju na twarzy pojawił się szok ukazywany szeroko otwartymi oczami, jakby ze strachu.

-Zoe – wyszeptał mężczyzna na tyle głośno, że i ja usłyszałam jego słowa. Mężczyzna nie zdążył zrobić kroku w moją stronę, gdy został złapany za płaszcz przez Deana i wyciągnięty z powrotem na korytarz.
_______________________________________

Oto ukazał się pierwszy rozdział. Jak wrażenia? Mam nadzieję, że wam się podoba. Piszcie komentarze, one są dla mnie BARDZO bardzo ważne!